sobota, 18 lipca 2015

Prolog



Słyszę kolejny krzyk. Płacz. A ja nie mogę nic z tym zrobić. Patrzę. Tak po prostu. Bez celu. Z zamkniętymi oczami wpatruję się w ich ból. Czuję go na własnej skórze. I nic.
Nie muszę widzieć ich twarzy, by wiedzieć, że cierpią.
Nie muszę słyszeć ich krzyków, by wiedzieć, że krzyczą.
Nie muszę czuć ich trzęsącego się ciała, by wiedzieć, że się boją.
Nie muszę, bo...
Nie muszę. Po prostu to wiem.


Stalowe drzwi otwierają się z hukiem. Staje w nich szerokiej postury mężczyzna. Mój odwieczny koszmar. Nienawidzę go za to co zrobił. On... On urządził mi z życia piekło.
- Masz tu jedzenie, mała dziwko.
- Wypuść mnie! - krzyczę, a on w odpowiedzi śmieje się szyderczo.
Codziennie to samo. Rutyna, codzienność. On wchodzi, rzuca mi jedzenie, a ja nawet nie próbuję się wydostać, bo nie mam po co. I tak mnie dorwie. Zawsze mnie znajdzie. Czy kiedyś się to skończy?



Nie mam po co żyć. Tym bardziej dla kogo. Nikogo już nie mam. Zostałam sama. Gdzie są moi rodzice, gdy ich tak bardzo potrzebuję? Chciałabym się wtulić w cieplutkie i zapewniające bezpieczeństwo ramiona mamy i taty. Ale nie mogę. Nie wiem gdzie są. Wiem jedno, że się nie poddam. Będę próbować dla mojego braciszka, mamy i taty. Odnajdę ich. I spróbuję być szczęśliwa. Tak jak oni, by chcieli bym była.


Kolejny raz podnoszę zmęczone powieki.
- Ohhh... Czyżby księżniczka się obudziła? - syczy szyderczo.
- Chodź musisz kogoś poznać - mówi  drugi
Niechętnie wstaję z twardego materaca, który zwie się moim łóżkiem.
Ten drugi łapie mnie mocno za ramiona, przez co jęczę z bólu.
Zaciągają mnie do pomieszczenia, które znajduje się obok, a już wiem. Wiem, że dałam się nabrać. Próbuję się wyrwać z ich uścisków za nim będzie za późno. Wszystko na marne. Gdy otwierają się drzwi, czuję się potwornie. Jakbym za chwilę miała stracić coś na czym mi najbardziej zależy, bezpowrotnie. Ten ból, ani trochę nie może się równać z bólem fizycznym. Ten jest o wiele gorszy. Dławi Cię od środka i nigdy nie przestanie. Obydwoje łapią mnie za podbródek i wiem, że nic mnie już nie obroni. Patrzę i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Wszystko we krwi. Ściany, podłogi, nawet sufit. Praktycznie idealny biały kolor, kryje się pod powierzchnią czerwonej mazi.
Nie dam rady, nie mogę, nie wytrzymam tego...
Mdleję pod wpływem emocji krążących we mnie.


Nie ma już nic. Został tylko ból. I tak zostanie.
Narodziłeś się z bólu, tak samo umrzesz.
Nie ma dla mnie ratunku. Pozostaje mi tylko jedno.
I już wiem co muszę zrobić...
_______________________________________________

Witam was Kochani, w ten cudowny (jak dla mnie) dzień. Jak widzicie to coś na górze to prolog. Taaa, wiem, bardzo odkrywcze. Rozdział pierwszy pojawi się najprawdopodobniej jutro. Chodziarz może uda mi się coś skleić i wstawię go dzisiaj.

Tini♥

1 komentarz: